Przeskocz nawigację

(…) Samochód Bob(r)a i Kobiety z jękiem zatrzymał się na parkingu przed Desko, gdzie oboje postanowili zrobić zakupy na tydzień.

Bob(r), tu masz złotóweczkę i idź po wózeczek – żartnęła Kobieta w stronę Bob(r)a.

Kiedy już dotarli do hali sprzedażowej, Kobieta wzdrygnęła się

Musimy kupić pastę do zębów, znajdziesz? – po czym uciekła z wózkiem w stronę działu warzywnego.

Bob(r) przeszedł przez cały dział kosmetyczny, po czym odnalazł Kobietę wybierającą arbuza, opukując go z każdej strony

Domyślam się, że znalazłeś super pastę, skoro tyle ci to zajęło? – powiedziała nie odwracając wzroku od arbuza trzymanego na wysokości wzroku.

Lepiej, zobacz co znalazłem! – zaśmiał się Bob(r), po czym wyciągnął w stronę Kobiety rękę z niewielkim ofoliowanym pudełkiem.

Kobieta z uśmiechem włożyła arbuza do wózka, odwróciła się w stronę Bob(r)a i spojrzała z oczekiwaniem w oczach.

Bob(r), to nie jest pasta do zębów, to tampony – lekko zdziwiona uśmiechnęła się wskazując na oczywistą pomyłkę Bob(r)a – po co mi to przyniosłeś?

Zobacz opakowanie, o-pa-ko-wa-nie – naciskał Bob(r) stukając palcem w pudełko.

No ok – powiedziała czytając etykietę – tampony, ok, ok, o – w tym momencie zdziwiona mrugnęła i roześmiała się – szminka gratis?

Taaa – zarechotał Bob(r)

Szminka do tamponów! Szaleństwo… – westchnęła Kobieta – przyda się – powiedziała wrzucając opakowanie do wózka – a teraz idź po pastę – spojrzała stanowczo na Bob(r)a – ale tym razem bez dodatków (…)

(…) Dzwonek do drzwi zadzwonił denerwującym brzęczeniem, które zostało brutalnie zakończone psiaczeniem pod nosem Bob(r)a, zmuszonego przez Kobietę do ruszenia się z kanapy.

Elo ziomal, co słychać? – od progu zaatakował Bob(r)a dobry humor Ziomka, kompletnie zbijając go z tropu.

Aaa, nic, co słychać? – zapytał lekko zmieszany Bob(r), zapraszając Ziomka skinieniem głowy do środka.

Nie uwierzysz stary co mi się przytrafiło. Kupiłem sobie dymbarka idąc na rozmowę kwalifikacyjną, i… i… – zwolnił Ziomek widząc totalny i dobijający brak zrozumienia w minie Bob(r)a – oj no, byłem na rozmowie ziomal, mam nową pracę, ale słuchaj – prawie zachłysnął się powietrzem, chcąc powiedzieć więcej niż powinien na jednym oddechu.

No mów, mów – powiedział zrezygnowany Bob(r).

No więc, poszedłem i mi się pić zachciało, więc kupiłem sobie dymbarka, a że on ma zawsze jakiś tekst pod kapslem, więc pomyślałem sobie „czy zaproponują mi dobrą ofertę?” – w tym momencie Ziomek zrobił dłuższą pauzę, czekając, aż Bob(r) okaże więcej zainteresowania.

Iiii? – Bob(r) w końcu domyślił się na co czekał Ziomek, uznając, że im szybciej to się skończy, tym szybciej wróci na kanapę, z której tak podstępnie zrzuciła go Kobieta.

No i patrzę, a tam tekst „Czasem warto poczekać” – złapał oddech – no więc kurcze, to nie może być przypadek, no hello, więc ostro wracam do sklepu po drugiego, otwieram, myślę sobie „a może za mało zaproponowałem?” – w tym momencie spojrzał znacząco na Bob(r)a – odpowiedź „A zasłużyłeś?”

O staaary, ale zbieg okoliczności! – tym razem już ożywiony Bob(r) nie ukrywał rozbawienia całą sytuacją.

No więc ziomal, ja wracam po trzeciego, chce mi się już sikać, ale no nie podaruję. Otwieram, jedyna myśl to „to w takim razie przyjąć tę pracę z marszu?”, a tak odpowiedź „Znajdź satysfakcję”! – mina Ziomka wskazywała na stan skrajnego podekscytowania, więc Bob(r) uznał, że niezręcznie byłoby doprowadzać kumpla do stanu przedzawałowego i spytał:

Ziomek i co dalej? – widząc ewidentnie zbyt szeroki uśmiech kumpla dodał z przekąsem – wiem, że naprawdę chcesz mi to powiedzieć.

Staaary, wchodzę do tego biura, taki zadowolony z siebie, przechodzę korytarzem, a tam same kobiety. Czaisz? Istna seks-misja stary, brunetki, blondynki, rude, łyse, normalnie wypas.

Domyślam się, że rozmowa się udała?

I to jak! W życiorysie napisałem, że interesuję się książkami konceptualno-socjologicznymi, bo tak kazał poradnik i słuchaj, że „Mężczyźni są z Marsa, Kobiety są z Wenus okazał się kompletnym strzałem w dziesiątkę! Istny raj! – roześmiał się na dobre Ziomek.

To teraz każda decyzja będzie się wiązać z kartonem dymbarków co? – mrugnął do Ziomka Bob(r)

Jasne! Większość wróżek to stare wąsate jędze, a moja to błyszcząca i smukła słodkość…

I ma twardy kapsel – dodał złośliwie Bob(r) (…)

(…) Bob(r) kliknął w czerwoną słuchawkę oznaczającą koniec połączenia. Szeroko uśmiechnięty spojrzał na zdziwioną Kobietę:

Zgadnij co?!? – zauważywszy, że mimo wszystko Kobieta nie ma pojęcia o czym mówi dodał – Ziomek szuka pracy!

No i co z tego, każdy szuka nowej pracy… – westchnęła Kobieta i wróciła do swoich zajęć w kuchni

Powiedział, że niedługo będzie, bo w okolicy miał rozmowę kwalifikacyjną, więc się dowiemy… – westchnął Bob(r) rozprostowując się na sofie.

Nie minął nawet kwadrans, kiedy Bob(r)a zwalił z sofy ryk dzwonka. Psiocząc podniósł się z podłogi i podszedł do drzwi.

O, Ziomek! Wskakuj i od razu mów jak rozmowa kwalifikacyjna!

Wolisz wersję skondensowaną, czy nudną?

Dawaj szybką zajawkę!

W skrócie tak: „Mamy złote posadzki, klimę, płacimy głodowe stawki pracownikom, ten automat w kuchni wymaga monet pięciozłotowych za dymbarka”

Niedobrze, a coś bardziej przekonywującego?

Tak, usłyszałem „ale będziemy cię traktować z godnością”

W tym momencie Kobieta wyciągnęła z kuchni rękę trzymającą poniedziałkowy dodatek „praca”

Masz Ziomek, przyda się! (…)

(…) W mieszkania wszedł Ziomek, któremu od razu rzucił się w oczy Bob(r) nachylający się nad ceglaną doniczką.

Hej Bob(r), co słychać ziomal?

Bazyl, on, on… umiera! – zaszlochał Bob(r)

W pokoju weszła Kobieta, spojrzała na Bob(r)a, Ziomka, po czym powoli spytała:

Bob(r), może ostatnim życzeniem Bazyla będzie kremacja? – z pełną powagą zadała pytanie, mrugnęła do Ziomka i dodała – przydałby mi się do zapiekanki!

Idź precz potworze! Pochowam go w lesie, jak nakazuje tradycja! (…)

(…) Za oknem było już ciemno, kiedy z kuchni wychyliła się Kobieta. Spojrzała zdziwiona na zdyszanego Bob(r)a, który właśnie stanął w drzwiach wejściowych do mieszkania z naręczem niewielkich doniczek pełnych roślin.

Tee, Bob(r) co ty tam trzymasz? – zdziwiona próbowała dociec co takiego strzeliło do pokręconego łba Bob(r)a.

Aaa nic, tak sobie poszedłem do Bobi i pomyślałem, że zrobię Ci niespodziankę – wyszczerzył się Bob(r) – zobacz, mam bazylię, oregano, rozmaryn i lawendę! Fajnie, nieee?

Kobieta spojrzała na niego jak na skończonego wariata, po czym uśmiechnęła się:

Fajnie, to teraz będę miała świeże zioła do gotowania – powiedziała biorąc do ręki doniczkę z bazylią.

Nie! Jak możesz! Przyjaciół się nie je! – krzyknął z wyrzutem Bob(r), chowając doniczki w ramionach.

Eee, Bob(r), wyluzuj co? – zdziwiona Kobieta podała doniczkę Bob(r)owi, który wyraźnie tego od niej oczekiwał – o co chodzi z tymi przyjaciółmi?

To jest Bazyl – pokazał na bazylię – a to jest Regan – wskazał na oregano, wyszczerzył się i dodał – a to są Rose-Mary i Wanda, żeby chłopakom nie było smutno, wiesz dziewczynki, nieee? – wskazał na rozmaryn i lawendę.

Wiesz Bob(r), daj spokój – powiedziała Kobieta znikając w kuchni.

Spokojnie maleństwa – wyszeptał do doniczek – tatuś was obroni.

Ale wiesz co? W sumie rozmawiaj ze swoimi roślinami Bob(r) – z kuchni było słychać głos Kobiety – ja mam suszone – ze złośliwym uśmiechem potrząsnęła Bob(r)owi przed nosem torebką bazylii, oregano i majeranku.

Aaa! Nie patrzcie, nie patrzcie! – zaczął wrzeszczeć Bob(r) uciekając do salonu – Ty potwooorzeee! – rzucił w stronę Kobiety, śmiejącej się rozpaczliwie w kuchni (…)

(…) Bob(r) siedział jak zawsze przed telewizorem, kiedy do mieszkania wtoczyła się objuczona jak arabski osiołek Kobieta. Spojrzał na nią zaskoczony, jak gorączkowo próbowała ściągnąć wysokie buty nie używając rąk, które i tak były zajęte trzymanie toreb z Bobi*. Spojrzała zza rozwichrzonej grzywki, uśmiechnęła się promiennie i wykrztusiła:

Byłam w Bobi! – podniosła nieznacznie torby do góry, po czym przetoczyła się do kuchni.

Bob(r) wstał i przeszedł do kuchni, w celu obejrzenia nowych nabytków Kobiety.

Kwiaty, kwiaty, kwiaty, durszlak, o to akurat coś nowego – dodał z przekąsem – ooo, a co to?!?

Bob(r), to są foremki do babeczek – powiedziała podając mu czerwoną foremkę.

Ooo, mięciutka! – Bob(r) zaczął bawić się foremką, zginając ją – nie wiedziałem, że robią je z gumy!

Kobieta spojrzała na niego z dezaprobatą i wyrazem skrajnej rezygnacji.

Bob(r), to jest silikon, Si-Li-Kon!

Mina Bob(r)a momentalnie utwierdziła ją w przekonaniu, że jednak nie chciała tego mówić. Bob(r) w wyrazie zachwytu przeskakiwał wzrokiem z foremki na babeczki na Kobietę i spowrotem. Kiedy już kąciki jego ust były dostatecznie wysoko, spojrzał na Kobietę i zapytał:

Kobieta, ale to taki sam silikon jak wiesz, no… do cycków? – patrzył na zmieszaną Kobietę z wyrazem skrajnego samozadowolenia z własnej finezji.

Wiesz Bob(r) – powiedziała powoli Kobieta patrząc się na swój dekolt i porównując go z foremką do babeczek trzymaną przez Bob(r)a – nie wiem jak tobie, ale mi się takie kanciaste by nie podobały – po czym wybuchnęła śmiechem. (…)

* Bobi – taki market ogrodniczy 😛

(…) Drzwi zamknęły się z cichym chrzęstem, kiedy do mieszkania wtoczyła się wyraźnie zmęczona Kobieta.

Hej Kobieta, co jest? – Bob(r) od progu zaczął nagabywać – co się stało, że tak późno dzisiaj wracasz?

Nie pytaj. W pracy mieliśmy dzisiaj podsumowanie miesiąca, raporty ze sprzedaży, analizy finansowe, a na koniec wspaniałe spotkanie integracyjno-motywujące, po którym ostatecznie chciałam sobie przegryźć żyły… – westchnęła Kobieta ściągając wiosenny płaszcz.

No, no, mój mały pracoholu! – zaśmiał się z przekąsem Bob(r), przeciągając się z uśmiechem na sofie.

Kobieta ściągnęła buty i rozejrzała się po pomieszczeniu. Jej uwagę zwrócił porządek, na ogół nieobecny w przypadku dłuższego kontaktu z Bob(r)em.

Tee, Bob(r), a ty gdzie dzisiaj byłeś? – spojrzała przenikliwie na Bob(r)a, po czym uważnie rozejrzała się ponownie po pokoju, a także zajrzała pod poduszkę na sofie, szukając czegoś dziwnego.

Bob(r) głośno westchnął, wyciągnął przed siebie nogi na sofie i powiedział z uśmiechem:

Widzisz, dzisiaj Ziomek dostał w pracy jakieś bilety do kina – rzucił swobodnie w powietrze – jakiś triler, więc pomyśleliśmy, że to będzie taki męski wieczór.

Kobieta na niego spojrzała z niedowierzaniem, a potem z miną ciekawskiej starszej pani zapytała:

Bob(r) a o czym był ten film?

Nie powiem! Męski wieczór, męska tajemnica! – roześmiał się Bob(r).

Ejjj no powiedz! Zrobię Ci ciasteczka, okej? – Kobieta wiedziała, że ma w zanadrzu bardzo dobry środek perswazji.

O, a w filmie to nawet było coś o pieczeniu ciasteczek – z szelmowskim uśmiechem powiedział Bob(r).

To ja ci zrobię takie ciasteczka jak w filmie, tylko powiedz! – Kobieta zbliżyła się tak, że bez trudu było widać wszystkie piegi na jej nosie – no proszę!

Ok, więc byliśmy na jakimś filmie o mordercy w masce, który szlachtował ludzi brzytwą, a potem jego żona piekła z tych zwłok ciasteczka – wydusił śmiejąc się Bob(r) – to co, kiedy będą obiecane ciasteczka?

Dobra, nie chciałam jednak wiedzieć, zapomnij o takich ciasteczkach! – z miną obrzydzenia Kobieta wystrzeliła do kuchni.

To może chociaż z kota Diabolicznej Sąsiadki?!? – zawołał za nią Bob(r) – ona i tak woła na niego „czekoladko”!

W kuchni przez chwilę zapanowała złowroga cisza. W końcu w progu stanęła Kobieta z wielkim rzeźnickim tasakiem w jednej ręce i trzymanym za szyjkę kurczakiem w drugiej.

Mogę Ci zrobić na kolację kurczaka w cieście – stanowczo spojrzała na zaskoczonego Bob(r)a – pasi? (…)

(…) Jak co dzień rano rano Kobieta rozpoczęła dzień od porządnego i dogłębnego oczyszczania cery. Była już przy toniku matującym, kiedy zza niej zaatakowało ją pytanie:

Jak to jest, że w przypływie swojej błyskotliwości nadal jesteśmy tacy ograniczeni? – rzucił w przestrzeń Sedes.

Kobieta rozejrzała się nerwowo dookoła, myślą, że to znowu Bob(r) robi jej kawał, ale kiedy wyjrzała przez szparę uchylonych drzwi, okazało się, że Bob(r) śpi.

Zastanawiam się, co by było, gdybym nie był tym kim jestem – ponownie głos dobiegł do Kobiety zza pleców.

Kobieta, nadal trzymając w ręce tonik matujący, odwróciła się nagle w stronę głosu i nerwowym, łamiącym się głosem powiedziała:

Kim jesteś?!? Mam tonik antybakteryjny z alkoholem i nie zawaham się go użyć! Będzie szczypał w oczy!

Ciiicho autobocie, napij się meliski – ponownie dotarł do Kobiety głos, tym razem gdzieś poniżej miejsca w które nerwowo celowała tonikiem.

Kobieta wpierw lekko zbielała, a zaraz potem powolutku, wręcz z namaszczeniem opuściła wzrok

Sedes?

Raczej nie pisuar, nie? – odezwał się Sedes, wyraźnie zirytowany ignorancją Kobiety.

Od kiedy sedesy mówią? – trwożnie zapytała Kobieta, nie przestając celować tonikiem w muszlę.

Ot, istota postępu. Jaki jest sens siedzieć tutaj jak ten kloc i czekać na jakieś towarzystwo, które jak już przyjdzie, to robi swoje i wychodzi – wyrzucił z siebie Sedes – a ja jestem taki samotny… Samotny…

Oj, sedes, nie przesadzaj! – uśmiechnęła się Kobieta

Mam w sobie tyle wątpliwości, tyle lęków o przyszłość, o teraźniejszość. Czasem czuję się taki nieczysty, taki wewnętrznie brudny, taki nieschludny ideowo. Czasem czuję się jak gówno autobocie, jak zwykłe prozaiczne gówno… – kontynuował Sedes – Chciałbym wiedzieć jakie jest moje przeznaczenie, myślałem zawsze że mam misję do spełnienia na tym świecie – na chwilę się zatrzymał – wiesz, że coś zmienię…

Sedes, nie pękaj, może Cię przytulę? – Kobieta wyraźnie zmiękła.

Lepiej nie, Bob(r) obsikał wczoraj deskę – szybko skwitował Sedes – ale możesz mi wrzucić miętówkę Domestosa, po tych cytrynowych dostaję czkawki (…)

(…) Z telewizyjnego letargu obudziło Bob(r)a łomotanie do drzwi. Powoli wstał psiocząc pod nosem i udał się otworzyć „te cholerne drzwi”. Spojrzał przez judasza i od razu wiedział, że najlepsze tego wieczora dopiero się zaczyna – po drugiej stronie stał Ziomek.

Elo Ziomek, co słychać? – przyjaźnie zagadał Ziomka, wyraźnie czymś rozbawionego.

A nic, wiesz, byłem sobie dzisiaj na w Empiku – spojrzał na Bob(r)a z szelmowskim uśmiechem – i wiesz, stoi sobie jakaś laseczka w dziale „książki kucharskie”, taka wiesz, fajna – uśmiech Ziomka stale się poszerzał.

I co i co? – zaczął dopytywać Bob(r) – co się stało, bo widzę że musiało się coś wydarzyć!

Spokojnie Bob(r). No i sobie stoi. A zaraz obok tego działu jest „literatura popularna”, wiesz, romansidła, opowiastki dla dużych dziewczynek itp. – teraz to Ziomek już prawie wybuchał śmiechem – to ja sobie pomyślałem, że zagadnę laskę fachowo, z klasą, wiesz „że tak powiem inteligentnie”. Wziąłem pierwszego lepszego Irwina i do niej uderzam.

Hmmm, mów dalej – Bob(r) mruknął podejrzewając co się stało dalej, zresztą znał Ziomka jak swojego rodzonego brata, którego zresztą nigdy nie miał.

No to ja do niej podchodzę, szarmancki uśmiech i te sprawy – kontynuuje Ziomek – i zagajam rozmowę „hej, widzę że potrzebujesz czegoś ciekawego do odchamienia się”.

Mina Bob(r)a momentalnie utwierdziła Ziomka w przekonaniu, że to jednak nie był najbardziej maczo tekst, jaki tylko można było sobie wymyślić.

I słuchaj laska strzeliła totalnego karpia, patrzy na mnie, na książkę, na mnie, na książkę. W końcu się ocknęła i uderza do mnie, że ja burak jestem i w ogóle jakim prawem ją od chamek wyzywam – kontynuował Ziomek – a ja do niej spokojnie, że nie zrozumiała, bo tak się mówi i niezrozumienie tego powiedzenia nie świadczy o chamstwie, tylko raczej o skrajnej ignorancji i indolencji językowej rozmówcy.

W tym momencie Bob(r) parsknął śmiechem, co nie przeszkodziło Ziomkowi kontynuować relacji.

Cóż, w tym momencie moje uderzanie do niej zostało zakończone przez jej stanowcze uderzenie mnie w mazak i stanowczy sapiący marsz w stronę kasy – spojrzał na duszącego się ze śmiechu Bob(r)a – stary wiesz jak boli taki płaski wytipsowaną rączką? Jakbyś dostał szpachelką prosto przez twarz!

Bob(r) parsknął histerycznym śmiechem i wybiegł krzycząc „przyniosę ci kompresik” do kuchni (…)

(…) Bob(r) jak zawsze wylegiwał się na kanapie, kiedy do mieszkania weszła Kobieta.

– Hej Bob(r) jak leci? – zapytała ściągając płaszcz i wieszając go na wieszaku w przedpokoju.

– Aaa nic, miziam sobie w fotoszopie, chcesz zobaczyć? – wymamrotał Bob(r) nawet nie odrywając wzroku od ekranu.

– A poookaż – Kobieta założyła kapcie i wyruszyła w stronę ciepłej i wygodnej kanapy do tej pory okupowanej przez Bob(r)a.

– Widzisz, jestem jak prawdziwy dizajner! – z dumą odwrócił laptopa Bob(r) tak, żeby Kobieta mogła dokładniej ocenić jego dzieło.

– Taaak, prawdziwy… raczej… dizaster! – roześmiała się kobieta i zaczęła iść w stronę kuchni, pewnie z zamiarem napicia się herbaty.

– Tak, tak! Uciekaj do swojej kuchni Kobieto! Zobaczymy czy obiad będzie taki sukcesior, czy raczej dizaster! I w ogóle foch! Z przytupem! – żachnął się Bob(r) na sofie (…)